Translate

czwartek, 22 października 2015

!Ważne!

Ze względu na to że posty pojawiają się co drugi dzień mam lekkie zaległości w nauce, więc muszę zmniejszyć ilość wpisów w tygodniu do jednego. Będzie się pojawiał w każdy PONIEDZIAŁEK, i dzięki temu rozdziały będą o wiele dłuższe. Pozdrawiam.


wtorek, 20 października 2015

Rozdział 9


                                                                                     9

Zauważyłam że Kol jest moim aniołem stróżem, jest przy mnie zawsze gdy potrzebuje kogoś, tak jak w tej chwili, siedzi już chyba 20 min u mnie w pokoju stale mnie rozśmieszając. Przyznam się wam, tak na serio to z początku niezbyt go lubiłam, ale później okazał się być świetnym przyjacielem, serio, jeszcze nigdy nie miałam takiego przyjaciela jak Kol.
- Hej -pstryknął mi palcami przed twarzą- słuchasz?
-Tak.
-To co przed chwilą powiedziałem?
-Że twój przyjaciel ma domek nad plażą i jeździcie tam żeby surfować.
-Nie, mówiłem o tym jakieś pięć minut temu, a teraz pytałem się czy chcesz się napić herbaty?
-Okej -Wstał pierwszy i wyciągnął ręce by pomóc mi wstać, ale ponieważ jestem niezdarą to zahaczyłam butem o łóżko, gdyby Kol mnie nie złapał miałabym już stłuczony nos. Staliśmy teraz tak blisko siebie że czułam na sobie jego oddech i wtedy mnie pocałował, a ja ku mojemu zaskoczeniu odwzajemniłam pocałunek. Nie trwał zbyt długo, ponieważ w porę się ocknęłam.
-To jak z tą herbatą?
Otworzył drzwi i gestem zaprosił do wyjścia.
-Proszę bardzo.
-Dziękuję.
Wyszliśmy i udaliśmy się w kierunku stołówki.

                                                                                     ***

Tak jak myślałam była zatłoczona, zawsze jest, widać wszystkich tu ciągnie do jedzenia. Kol podszedł do okienka, a ja poszłam szukać miejsca, niestety nigdzie nie było pustego stolika więc to znaczy że musimy się przysiąść do kogoś, a ta opcja nie zbyt mi się podoba.
-Izzy – Doskonale znałam ten głos, to była Spencer- Chodź tutaj!
Podeszłam w jej kierunku, siedziała z jednooką Sussan.
-Siadaj z nami – Wskazała na miejsce.
-Jestem z Kolem.
-Zmieścimy się wszyscy.
-Okej -Pomachałam do Kola by mógł mnie znaleźć.
-Więc, byłam dzisiaj w bibliotece i znalazłam tam świetną książkę, w formie pamiętnika pisanego przez Tessę Smith.
-Spenc, bez urazy ale mnie nie ciekawią książki.
-To niech zaczną bo to jest pamiętnik jednej z niewielu którzy należeli do projektu x oraz przeżyli pożar.
-Jak to?Przecież nie udostępniają takich źródeł.
-Nie, po prostu nie masz przyjaciół w formie pani bibliotekarki, a teraz masz – podała mi skórzany pamiętnik – O i nie zniszcz go.
-Okej dzięki.
-Za co dziękujesz? - Przyszedł Kol z dwiema herbatami, cukrem i łyżeczkami.
-Nie nic – Wzięłam herbatę bez cukru i upiłam jak zawsze duży łyk, czego od razu pożałowałam, bo poparzyłam się w język.
-Więc wiecie na jakie studia idziecie? - Zapytała Sussan.
-Stanford University – Powiedział Kol.
-Harvard – Rzekła dumnie Spencer.
-Ja jeszcze nie wiem, a ty Sussan?
-Też nie wiem.
Gadaliśmy tak jeszcze dobrą godzinę, później wszyscy zaczęli się rozchodzić, więc pomyślałam że ja też już pójdę, lecz kiedy podchodziłam do drzwi Kol stanął mi na drodze.
-Nie masz przypadkiem ochoty na bilard?
-To tutaj jest bilard?
-Tak, więc? - Spojrzał błagalnie oczami.
-Okej.
-Świetnie! Tędy proszę.


                                                                                      ***

Do sali z bilardem przechodziło się przez bibliotekę, i tutaj sobie odpowiedziałam na pytanie dlaczego nie wiedziałam o bilardzie, bo nie czytam książek. Sala na moje szczęście była pusta.
-Od razu mówię że jestem w tym kiepska.
-Na pewno nie jest tak źle.
Kol poszedł do schowka po bile i kije do gry więc mam czas na rozejrzenie się, choć to była w sumie normalna sala, pomalowana na żółto z drewnianą podłogą i tyle, żadnego okna, tylko ogromna lampa nad stołem.
-Więc panie mają pierwszeństwo – Podał mi kij.
-Okej...więc.


-Źle trzymasz kij.
-Więc panie nauczycielu jak mam go trzymać?
-Więc najpierw zegnij łokcie i uformuj palce w mniej więcej coś takiego - Starałam się powtórzyć każdy jego ruch - i teraz jak najmocniej uderz w białą bilę.
-Okej - uderzyłam w bilę i kilka wpadło! - Jej!
I tak na przemian wbijaliśmy bile, no i muszę przyznać że Kol jest lepszy ode mnie, ale i tak miło spędziłam czas, serio. Po jakimś czasie Kol odprowadził mnie do pokoju, rozmawialiśmy przez całą drogę o bzdetach, gdy doszliśmy zbliżył się do mnie i pocałował, a ja odwzajemniłam pocałunek, był długi i namiętny, i muszę przyznać że marzyłam o nim. Nagle przypomniałam sobie o książce którą dała mi Spencer. Wyrwałam się z pocałunku.
-Coś się stało? - Zapytał.
-Zostawiłam książkę na stołówce.
-Masz jeszcze 5 minut za nim ją zamkną.
-Świetnie! - Pobiegłam w stronę stołówki zostawiając Kola samego. Po drodze oczywiście się poślizgnęłam i wpadłam na drzwi, jejciu jak to bolało. Na stołówce nikogo nie było, więc od razu udałam się w kierunku stolika przy którym siedzieliśmy, i na moje nieszczęście nie było tam książki.
-Szlak - Zaczęłam szukać jej po całym pokoju, lecz niestety na darmo. Zrezygnowana wróciłam do pokoju, byłam wściekła na siebie. Rzuciłam się na łóżko i poczułam że coś jest pod kołdrą. Wstałam i sprawdziłam co to jest.
-Pamiętnik? ale jak? - Wzięłam go do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. Z książki wyleciała mała kartka, podniosłam ją.

Co ty byś beze mnie zrobiła? Co nie Izzy?

                                                     Poziom X 




                                                         =======================

                                YeY nowy rozdział! Jejciu jest już ponad 600 wyświetleń! 

                                                             
                                                                Czytanie=Komentowanie


                                                              

sobota, 17 października 2015

Rozdział 8

                                                                      8

Dzięki Elijshy dowiedziałam się dość dużo a mianowicie: White Common House został założony 8 stycznia 1850 roku i o dziwo jest to też data odnalezienia jakiegoś chłopca wychowanego przez zwierzęta, serio, dobra dalej, założycielem był Thomas White od którego właściwie powstała część nazwy ośrodka, dalej, po pożarze budynek zamknięto na pięć lat, by odnowić budynek, o a teraz coś na temat „Poziomu X” więc powstał w 1856 roku dla tych „najbardziej potrzebujących pomocy” i to właśnie najprawdopodobniej z tego powodu wybuchł pożar. Mój piękny monolog przerwał Kol.
-Hej piękna.
-Hej.
-Ktoś przyjechał do ciebie, z bardzo daleka.
-Kto?
-Nie wiem, idziesz?
-Tak, skoro przyjechał z daleka to pewnie ma jakąś ważną sprawę- złapałam bluzę i razem poszliśmy w kierunku „sali wizyt”.


                                                                            ***

Jak się spodziewałam było tam mało ludzi, rzadko pojawiają się goście w zwykłe dni tygodnia, no chyba że masz urodziny bądź imieniny. Kol prowadził mnie w kierunku krzeseł obok okna, lubię to miejsce, za oknem
zawsze widać piękny zachód słońca, kiedyś chodziłam tu codziennie i patrzyłam, a teraz jakoś przestałam nawet nie wiem dlaczego przestałam, ale mniejsza z tym, na wskazanym miejscu siedziało jak się później przekonałam dwoje blondynów. Stanęłam jak wryta, gdyż po chwili zrozumiałam kto to jest, a mianowicie mój starszy brat.
-Scott!
-Izzy! Hej, jak się trzymasz?
-Jejciu, myślałam że wyjechałeś ze Stanów na dobre
-No co ty, serio tak pomyślałaś?
-Może.
-Izzy...-mruknął Kol.
-A właśnie to mój przyjaciel Kol, Kol to jest Scott, mój starszy brat.
-Hej.
-Cześć, a już tak a propos poznawania się, to jest moja dziewczyna Agata -Wskazał na piękną blondynkę.
-Hejka!- Powiedziała melodycznie.
-Hej -Odpowiedziałam z Kolem w tym samym momencie.
-Dziewczyna? -Zapytałam.
-Tak, poznałem ją jak byłem w Polsce, w jednym barze.
-Łał...to znaczy świetnie...gratulacje...mam nadzieję że ułoży się wam bardziej niż...no wiesz...mi i Deanowi

-Boże...zapomniałem...Izzy ja cię przepr -nie usłyszałam więcej, ponieważ wybiegłam z sali, chciałam być teraz sama i płakać. Wbiegłam do pokoju i zaczęłam płakać. 



=================

Bum! Kto wiedział że Izzy ma brata! Pisać czy się podobało.
Pozdrawiam.

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 7

                                                                         7

Obudziły mnie krzyki ludzi, nie miałam pojęcia co się dzieje, w powietrzu unosił odór spalenizny, podbiegłam do okna i ujrzałam palący się budynek, ludzi biegających w różne strony, straż pożarną próbującą ugasić pożar. Po chwili do pokoju wszedł mój przyjaciel.
-Thomasie, cóż się stało?
-Ktoś podpalił wschodni budynek, moja droga Tesso.
-Matulu kochana! Czy ktoś się zranił?
-Na chwilę obecną nie znam odpowiedzi na to pytanie, a teraz musimy panienko uciekać.
-Chwileczkę, a inni pacjenci?
-Jonathan wraz z Alexandrem zajmują się nimi.
-Wspaniale.
Thomas sięgnął do kieszeni swojego płaszcza i wyciągnął z niego chusteczkę.
-Proszę Tesso, zakryj twarz tym.
-Dziękuje, Thomasie.
Pobiegliśmy w nieznanym mi kierunku, po chwili dotarliśmy do drzwi, po otwarciu ich ujrzałam chaos i panikę, ogień pochłonął cały wschodni budynek, mężczyźni biegali z wodą i próbowali ugasić pożar. W oddali ujrzałam iż ktoś biegnie w naszym kierunku, gdy był już przy nas zwrócił się do mojego przyjaciela.
-Thomasie zabierz stąd panienkę Smith do namiotu medycznego, tam się nią zajmą, a gdy już to uczynisz przybądź jak najszybciej.
-Oczywiście, panie Friedrichu.
Szliśmy szybkim krokiem przed budynek, a później około 294 kroków na zachód. W namiocie ujrzałam moją kuzynkę, więc od razu pobiegłam w jej kierunku.
-Eliza!Jesteś cała?
-Ach Tessa!Tak wszystko w porządku a jak z tobą?
-Również dobrze, kuzynko. Czy wiadomo coś na temat pożaru?
-Nie udzielają jeszcze informacji.
-Masz zaczerwienione oczy,Elizo ,kiedy ostatnio drzemałaś?
-Dwie noce temu.
-Matulu kochana!Tyś wyczerpana, kuzynko!Drzemnij sobie przy mnie.
-Dziękuję Tesso za troskę -Położyła się na rozłożonych na ziemi kocach, a następnie okryła kocem- Kuzyneczko ma droga opowiesz mi powieść.
-Oczywiście ma droga:

"Miłość, przyjacielu, 
To dym, co z parą westchnień się unosi; 
To żar, co w oku szczęśliwego płonie; 
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie. 
Czymże jest więcej? Istnym amalgamem, 
Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem."*


*William Szekspir "Romeo i Julia"

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 6

                                                                       6

Pokój Elijshy wyglądał tak jak sobie to wyobrażałam, zasłonięte zasłony, plakaty na całej powierzchni pokoju, i to co mnie najbardziej wkurza u chłopaków, a mianowicie wszędzie sterty brudnych ubrań, boże jak to mnie wyprowadza z równowagi, ale mniejsza z tym, jestem tu po to by dowiedzieć się czegoś na temat „Poziomu X”. Elijsha podszedł do komody a następnie ją przesunął, za meblem kryła się dość duża dziura, zaczął w niej grzebać. Musiałam wypalić:
-Co ty robisz? Jeżeli mogę spytać.
-Nie mogę tak po prostu trzymać tu taki sprzęt- zaczął wyjmować małe srebrne walizeczki, a następnie wyjmował z nich kolejno: kable, rutery różnego rodzaju a w największej walizce znajdował się cały mózg, laptop-Więc czego chcesz się dowiedzieć?
-Wszystko na temat poziomu x.
-Okej – Zaczął wpisywać coś na klawiaturze, a na ekranie wyświetlały się czarne okna z zielonymi cyframi, później kopiował linki i wklejał je w inne czarne okienko i wtedy wyskoczył ekran, ale nie ekran z laptopa Elijshy tylko inny, później wyświetlił się komunikat:Proszę wpisać hasło, i wtedy wszystko od początku kopiowanie linków, czarne ekrany itp. a następnie komunikat: Hasło zaakceptowane- Bingo, mam ich komputery!
-Serio? Tak szybko?
-Jestem zawodowcem, masz pendrive przy sobie?
-Nie.
-Nie szkodzi, weźmiesz mój – Kolejno zgrywał informacje na pendrive. Podał go mi- Wystarczy włożyć do komputera i voila.
-Dzięki, naprawdę mi pomogłeś.
-Luzik.

Wraz z Spencer wyszłyśmy, a następnie rozdzieliłyśmy się przy „Samotnej Kolumnie” ,Spencer udała się do biblioteki a ja do mojego pokoju po odpowiedzi.



                                                           ===
                   W końcu szósty rozdział, mam nadzieję że się podoba.

wtorek, 6 października 2015

Rozdział 5

                                                                    5

Jakąś godzinę temu Kol wyszedł, a ja poszłam do biblioteki. Musiałam dowiedzieć się więcej na temat tego owego poziomu x, to co mi powiedział Kol to za mało. Ruszyłam w kierunku parapetu, gdyż liczyłam na to że książka jeszcze tam będzie, lecz się myliłam. Zaczęłam więc szperać po najbliższych regałach, lecz bez efektu. Podeszłam więc do bibliotekarki.
-Dzień dobry -Spojrzałam na etykietkę na jej bluzce- Pani Smith.
-Dzień dobry, w czym mogę ci pomóc skarbie?
-Szukam książki na temat historii tego budynku.
-Niestety, ale tylko uprawnione osoby mogą korzystać z książek tego typu książek.
-Okej, dziękuje.Czyli tyle się dowiem w bibliotece, świetnie, czyli muszę się zwrócić się do innego źródła, a mianowicie komputer. Wróciłam więc do pokoju, włączyłam przeglądarkę i ,
kolejno wpisywałam: White Common House, pożar w 1853 Poziom X. I nic.
-Muszę się włamać do bazy danych -Szkoda tylko że jestem kijowym hakerem.
I wtedy wpadłam normalnie na ''świetny'' pomysł, a mianowicie udałam się do Spencer, zapukałam i wypaliłam.
-Hej, słuchaj potrzebuję super-ultra-świetnego hakera, który będzie miał gdzieś to co chcę uhakerować -Nawet nie wiedziałam że mogę tyle powiedzieć na jednym oddechu.
-Po pierwsze nie ma sensu w słowie uhakerować, a po drugie znam taką osobę, nazywa się Elijsha Collins.
-Świetnie a ktoś mniej upośledzony umysłowo?
-Nie, to jak?
-W którym pokoju mieszka? 666?
-Nie, w 273.
-Podobnie.
-Okej zaprowadzę cię do niego, ale nie używaj sarkazmu przy nim, dobra?
-Muszę -Odpowiedziała mi zażenowaną miną- Dobra, dobra.
Szłyśmy dość długim korytarzem, nie gadałam ze Spencer przez całą drogę, o tak szczerze to nie lubię zbytnio Elijshy, zawsze na kole dyskusyjnym dłubał w nosie, obgryzał paznokcie a czasami mówił sam do siebie, na dość dziwne tematy. Podobno tak naprawdę rozmawia z ''Kimś''. Zapatrzyłam się w podłogę i w kogoś uderzyłam.
-Uważaj! - To była Spencer
-Przepraszam.
-To tutaj -Wskazała na drzwi. A następnie zapukała. Po chwili otworzył nam drzwi niski chłopak, z nieładem na włosach, a naprawdę ma je długie -Elisha, hej.
-Hej, coś się stało?
-Właściwie to Izzy chciała by skorzystać z najlepszych usług hakerskich w tym budynku, więc?

-Jasne, wchodźcie!



                                                          ========

                   Ważny komunikat! Rozdziały będą wstawiane we WTORKI, 
                   CZWARTKI i SOBOTY.



                           

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 4

                                                                           4

Znowu zasnęłam, przez te owe tabletusie jestem zawsze zmęczona, a może zamiast antydepresantów podają mi coś na sen, nie bujam, raz to o mało nie zasnęłam podczas jazdy samochodem i gdyby nie to że potrąciłam trzy śmietniki pewnie bym już nie żyła, serio, i ktoś inny by opowiadał wam teraz ten nudny monolog na temat spania za kółkiem, na przykład pan Fitz 80-letni nauczyciel j. Hiszpańskiego, fajny gostek, ale mniejsza o tym. Zauważyłam że Kol już wyszedł, wiedziałam że muszę się umyć, ale nie mam ochoty ponownie wejść do łazienki, a co jeśli znowu coś tam jest?
Zaczął dzwonić budzik, zawsze pika kiedy jest równa godzina, teraz była 9:00. Po chwili ktoś zaczął majstrować przy drzwiach, pobiegłam szybko do szafy, ktoś wszedł do pokoju.
-Izzy! Jesteś tu?! -Kurcze to Kol, świetnie, a ja siedzę w szafie.
-Boże, Kol myślałam że to zabójca -Żebyście widzieli jego minę.
-Ta, przyniosłem śniadanie -Na niebieskiej tacy trzymał dwa talerze z jajecznicą i bekonem, 4 tosty i dwa kubki kawy -Mam nadzieję że słodzisz tylko dwie i wlewasz mało mleka.
-Jest świetne, dziękuję -Wraz z Kolem usiedliśmy na łóżku, wypiłam dość spory łyk kawy, a następnie ugryzłam kawałek tosta.
-Jak się trzymasz, no wiesz po wczorajszym.
-Dobrze...chyba.
-Jesteś pewna?
-Nie Kol! Nie jestem, widzę jakiegoś gościa, moja łazienka była cała we krwi...ja...ja nie wiem co zrobić Kol.
-Hej, wszystko się ułoży -Przytulił mnie.

                                                            =====


            Na serio myślicie że wszystko się ułoży, że Izabell wraz z ''przyjaciółmi'' wrócą do domu,
          cóż niestety nie, może nigdy nie opuszczą tego miejsca, a jak opuszczą to tylko w martwej postaci.



                                                                                                                                                -poziom X

sobota, 3 października 2015

Rozdział 3

                                                                   3

-Spencer!
-Nie drzyj się to biblioteka, a poza tym stoję obok c...
-Zamknij się i popatrz-Pokazałam w kierunku tajemniczej osoby.
-To jest drzewo, Izzy, no wiesz roś...
-Obok drzewa!
-Nic tam nie ma.
-No przecież tam ktoś...stoi -Dam sobie rękę uciąć że ktoś jeszcze przed sekundą tam stał.
-Jesteś pewna że chcesz opuścić to miejsce, bo mi się wydaje że powinnaś tu jeszcze zostać, serio- Odwróciła się na pięcie i podeszła do innego rozdziału, byłam zbyt zszokowana by coś powiedzieć. Jak to jest możliwe, przed chwilą tam stał! Serio!
Nie mogłam dłużej wytrzymać w bibliotece, wróciłam do pokoju wcześniej uprzedzając Spencer. Musiałam umyć twarz, weszłam do łazienki i o mało nie dostałam zawału, cała łazienka jest we krwi, a na lustrze wielki napis ZABÓJCA.





                                                                      ***
Wybiegłam na korytarz i potrąciłam przy okazji Kola.
-Hej, wszystko w porządku, bo wyglądasz jakbyś zobac...
-ZAMKNIJ SIĘ, ROZUMIESZ! ON CHCE MNIE ZABIĆ -Zaczęłam płakać, rozumiecie, tak po prostu.
-Cii Izzy, cii-Złapał mnie za ręce i zaciągną do pokoju, a następnie posadził na łóżku, kucnął przede mną-Kto chce cię zabić to po pierwsze, a po drugie nie krzycz bo przeniosą cię do poziomu x.
-łazienka...- Wstał i ruszył w kierunku łazienki, wszedł i jedyne co usłyszałam to o cholera! Później chyba zaczął czyścić lustro, powoli szłam w jego kierunku.
-Co ty robisz?
-Zacieram dowody, nie trafisz tam, a teraz mnie posłuchaj, nic tu się nie wydarzyło, nikomu ani słowa o tym rozumiesz?!
-Tak...rozumiem.
-Świetnie.
-Wspomniałeś...coś...o jakimś poziomie x -wydukałam.
-Dla wybitnie psychicznych nie przeżyłabyś tam 10 minut.
Wróciłam do pokoju i oparłam się o ścianę.
-Wszystko w porządku?-Zapytał.
-Tak...Kol.
-Słucham.
-Dziękuję.
-Proszę bardzo.




===

YeY kolejny rozdział. Proszę o komentarze.









piątek, 2 października 2015

Rozdział 2

                                                                             2


Obudziłam się dość wcześnie, i jestem strasznie głodna, serio, właściwie to nigdy nie byłam aż tak głodna, więc poszłam na stołówkę po śniadanie. Gdy weszłam na salę poczułam doskonale mi znany zapach grzanek i naleśników. Stołówka była połączona z kuchnią przez okienko bez szyby z którego dostaje się posiłek. Sala ta była chyba największa w całym budynku, była pomalowana na żółto z małymi i z zakratowanymi oknami. W całym pokoju rozciągały się stoły z krzesłami, coś w stylu tych z Hogwartu. Po chwili namysłu sięgnęłam po niebieską plastikową tackę i podeszłam do okienka ''miła'' pani podała mi talerz z trzema naleśnikami polane sosem jagodowym i kubek herbaty z cytryną, kiedy miałam już iść do pokoju zauważyłam Spencer siedzącą samą przy stoliku, aż mi się jej szkoda zrobiło więc podeszłam do niej.
-Hej Spencer, czy mogę się przysiąść- wskazałam na miejsce obok niej.
-Izabell hej! Jasne siadaj.
-Słyszałam że nas wypuszczą do domu przed świętami.
-Tak wiem, w końcu się stąd wyrwiemy -Spojrzałam na jej śniadanie, wzięła sobie jajecznicę z tostami, natomiast do picia tylko wodę. Słyszałam że jest wegetarianką, czy coś takiego, kiedyś w sumie próbowałam wytrzymać bez mięsa lecz wytrzymałam tylko dzień, nie żebym była mięso maniaczką, po prostu mama przygotowała pieczonego kurczaka z ziemniakami- Hej Izzy! Słyszysz mnie!
-Tak, co, nie, zamyśliłam się.
-Zauważyłam.
-Więc...jakie było pytanie?
-Czy pójdziesz ze mną później do biblioteki?
-Tak, właściwie dlaczego nie?-Odpowiadałyśmy sobie pytaniem na pytanie.
-Świetnie więc widzimy się o 11-stej przy kolumnie, a teraz muszę już zmykać pa pa-chodziło jej o „Samotną Kolumnę”czyli jedyną kolumnę na korytarzu, wystarczyło tylko pięćdziesiąt kroków i jesteś w każdym pomieszczeniu WCH.
-Pa- Wstała zabrała a następnie odstawiła tackę na stoliku z brudnymi naczyniami i wyszła, uznałam że pójdę w jej ślady. Kiedy wróciłam do pokoju zauważyłam na zegarku że jest dopiero 7:00.
-Kurde...mam jeszcze 4 godziny-Często mówię sama do siebie, nie wiem czemu, po prostu tak mam. Postanowiłam się odświeżyć, więc wzięłam długi prysznic, umyłam zęby i założyłam jeansy, trampki, i fioletową bluzkę. To dziwnie zabrzmi ale uwielbiam ten psychiatryk, jest on dla tych bogatszych, czyli płatny ale przynajmniej mamy swoje własne pokoje z łazienkami, kino oraz saunę, więc to czyni go fajną placówką, wiesz taki hotel z którego nie można wyjść samemu. Spojrzałam na zegarek.
-Co! 7:20-Czemu czas tak wolno leci. Z irytacją spojrzałam w okno i przysięgam na moją nie żyjącą matkę że ktoś mnie obserwuje spod drzewa. Odsunęłam się i błyskawicznie zasłoniłam okno. Położyłam się na łóżku, serce biło mi jak szalone, zasnęłam.


                                                                          ***


Obudziła mnie pielęgniarka która przynosi mi antydepresanty.
-Dzień dobry, skarbie.
-Dzień dobry
-Masz tutaj tabletusie -Uwielbia ten wyraz, nie wiem dlaczego, choć raz miałam taką kumpelkę która cały czas mówiła ''serio'' z początku to strasznie irytowało, lecz później
się przyzwyczaiłam.
-Dziękuję -Wzięłam od niej różowe tabletusie i popiłam wodą. Uśmiechnęła się i wyszła. Spojrzałam na zegarek.
-11! Cholera! -Wstałam i czym szybciej pobiegłam do „Samotnej Kolumny”. Spencer już tam czekała. Nie lubi gdy ktoś się spóźnia.
-5 min spóźnienia.
-Wiem, przyszła pielęgniarka z tabletusiami -Boże jak mogłam powiedzieć ten głupi wyraz do niej.
-Tabletuse?
-Tabletki, mniejsza z tym chodźmy już.
-Okej
Tak szczerze to jestem tu pierwszy raz, nie bujam, jakoś mnie nie kręcą książki i nauka, nie żebym była jakimś nieukiem, mam dobre oceny, po prostu uważam że nie będę wykorzystywać każdej wolnej chwili na naukę jak Spencer. Biblioteka była całkiem ładna, mnóstwo regałów z małą ilością książek, dużo krzeseł i puf. Spencer podeszła do działu z literaturą powszechną. Poszłam za nią i usiadłam na jednej z puf stojącej obok regału.
-Więc szukasz czegoś konkretnego, czy po prostu ci się nudzi?
-Szukam czegoś ciekawego.
Wstałam i zaczęłam szperać pomiędzy regałami, same badziewia, spojrzałam na parapet, mój wzrok przykuła stara, otwarta w połowie, zakurzona księga, przeczytałam tytuł „White Common House” stwierdziłam że może być ciekawe, więc zaczęłam czytać :

1857, 27 października

Wybuch pożaru w wschodnim skrzydle budynku,
spowodował śmierć 95 pacjentów,
prawdopodobnie budynek podpalił jeden z
pacjentów objętych projektem X.

-Projekt X? -Podniosłam głowę i znowu pod drzewem stał tam ten ktoś...




=== 

Nowy rozdział! Mam nadzieję że się podoba.

Komentarze mile widziane.



czwartek, 1 października 2015

Rozdział 1

                                                                        1



-Hej wszystkim.
-Hej-Odpowiedziała mi cała grupka ludzi którzy podają się za moich przyjaciół, na przykład jednooka Sussan która trafiła tutaj w wyniku załamania emocjonalnego spowodowanego przez śmierć jej matki, która spłonęła w pożarze, czy jakoś tam. Kolejną upośledzoną postacią jest Elijsha, dziwny jak jego imię, i tyle o nim, obok niego siedzi Kol, przystojny ale narkoman i kręci ze Spencer babka która ześwirowała bo była torturowana przez jakiegoś psychola, czy coś. A właśnie! Nie powiedziałam gdzie się znajdujemy, a więc jesteśmy na kółku dyskusyjnym w uwaga... psychiatryku.
-Więc...-cholernie się stresuje, serio, nie lubię publicznych występów-nazywam się Izabella Bluestown...i...ęęę -Zawsze się jąkam kiedy się stresuje- trafiłam tutaj ponieważ...mój...-No nie zaraz się rozbeczę, nie mogę, nie przy tych ludziach-mój chłopak nie żyje – zauważyłam że Tom czyli organizator tych pogaduszek, miał zamiar powiedzieć że mu przykro, a ja nie lubię litości więc wtrąciłam mu się w słowo- Ale wszystko ze mną w porządku, serio to było dawno, tylko rodzice uznali że ponieważ od czasu do czasu sobie wypiję więcej niż powinnam to jest ze mną coś nie tak więc tak się tu znalazłam.
-Dziękujemy za twoją szczerość Izabello- i tyle każdy rozmawiał że czuje się lepiej ale to nie prawda, każdy po prostu robi wszystko żeby w końcu stąd wyjść. Ukradkiem zerkałam na zegar znajdujący się nad drzwiami od zaplecza. Pokój w którym się znajdowaliśmy się był kijowy, a mianowicie cały w muszelkowej tapecie, która zrywała się od strony podłogi, misie na każdej półce a jest ich dość dużo serio. Krzesła na których siedzimy są białe i plastikowe z zielonymi poduszkami, kijowo wyglądają ale są wygodne. Dalej wszyscy zaczęli śpiewać o jakiś bucikach, a następnie wróciliśmy do swoich pokoi. Tak więc wygląda dzień w Withe Common House. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.






===


Mam nadzieję że pierwszy rozdział się podoba. Zapraszam do komentowania . Pozdrawiam.