Translate

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 4

                                                                           4

Znowu zasnęłam, przez te owe tabletusie jestem zawsze zmęczona, a może zamiast antydepresantów podają mi coś na sen, nie bujam, raz to o mało nie zasnęłam podczas jazdy samochodem i gdyby nie to że potrąciłam trzy śmietniki pewnie bym już nie żyła, serio, i ktoś inny by opowiadał wam teraz ten nudny monolog na temat spania za kółkiem, na przykład pan Fitz 80-letni nauczyciel j. Hiszpańskiego, fajny gostek, ale mniejsza o tym. Zauważyłam że Kol już wyszedł, wiedziałam że muszę się umyć, ale nie mam ochoty ponownie wejść do łazienki, a co jeśli znowu coś tam jest?
Zaczął dzwonić budzik, zawsze pika kiedy jest równa godzina, teraz była 9:00. Po chwili ktoś zaczął majstrować przy drzwiach, pobiegłam szybko do szafy, ktoś wszedł do pokoju.
-Izzy! Jesteś tu?! -Kurcze to Kol, świetnie, a ja siedzę w szafie.
-Boże, Kol myślałam że to zabójca -Żebyście widzieli jego minę.
-Ta, przyniosłem śniadanie -Na niebieskiej tacy trzymał dwa talerze z jajecznicą i bekonem, 4 tosty i dwa kubki kawy -Mam nadzieję że słodzisz tylko dwie i wlewasz mało mleka.
-Jest świetne, dziękuję -Wraz z Kolem usiedliśmy na łóżku, wypiłam dość spory łyk kawy, a następnie ugryzłam kawałek tosta.
-Jak się trzymasz, no wiesz po wczorajszym.
-Dobrze...chyba.
-Jesteś pewna?
-Nie Kol! Nie jestem, widzę jakiegoś gościa, moja łazienka była cała we krwi...ja...ja nie wiem co zrobić Kol.
-Hej, wszystko się ułoży -Przytulił mnie.

                                                            =====


            Na serio myślicie że wszystko się ułoży, że Izabell wraz z ''przyjaciółmi'' wrócą do domu,
          cóż niestety nie, może nigdy nie opuszczą tego miejsca, a jak opuszczą to tylko w martwej postaci.



                                                                                                                                                -poziom X

2 komentarze: