Obudziłam
się dość wcześnie, i jestem strasznie głodna, serio, właściwie
to nigdy nie byłam aż tak głodna, więc poszłam na stołówkę po
śniadanie. Gdy weszłam na salę poczułam doskonale mi znany zapach
grzanek i naleśników. Stołówka była połączona z kuchnią przez
okienko bez szyby z którego dostaje się posiłek. Sala ta była
chyba największa w całym budynku, była pomalowana na żółto z
małymi i z zakratowanymi oknami. W całym pokoju rozciągały się
stoły z krzesłami, coś w stylu tych z Hogwartu. Po chwili namysłu
sięgnęłam po niebieską plastikową tackę i podeszłam do okienka
''miła'' pani podała mi talerz z trzema naleśnikami polane sosem
jagodowym i kubek herbaty z cytryną, kiedy miałam już iść do
pokoju zauważyłam Spencer siedzącą samą przy stoliku, aż mi się
jej szkoda zrobiło więc podeszłam do niej.
-Hej
Spencer, czy mogę się przysiąść- wskazałam na miejsce obok
niej.
-Izabell
hej! Jasne siadaj.
-Słyszałam
że nas wypuszczą do domu przed świętami.
-Tak
wiem, w końcu się stąd wyrwiemy -Spojrzałam na jej śniadanie,
wzięła sobie jajecznicę z tostami, natomiast do picia tylko wodę.
Słyszałam że jest wegetarianką, czy coś takiego, kiedyś w sumie
próbowałam wytrzymać bez mięsa lecz wytrzymałam tylko dzień,
nie żebym była mięso maniaczką, po prostu mama przygotowała
pieczonego kurczaka z ziemniakami- Hej Izzy! Słyszysz mnie!
-Tak,
co, nie, zamyśliłam się.
-Zauważyłam.
-Więc...jakie
było pytanie?
-Czy
pójdziesz ze mną później do biblioteki?
-Tak,
właściwie dlaczego nie?-Odpowiadałyśmy sobie pytaniem na pytanie.
-Świetnie
więc widzimy się o 11-stej przy kolumnie, a teraz muszę już
zmykać pa pa-chodziło jej o „Samotną Kolumnę”czyli jedyną
kolumnę na korytarzu, wystarczyło tylko pięćdziesiąt kroków i
jesteś w każdym pomieszczeniu WCH.
-Pa-
Wstała zabrała a następnie odstawiła tackę na stoliku z brudnymi
naczyniami i wyszła, uznałam że pójdę w jej ślady. Kiedy
wróciłam do pokoju zauważyłam na zegarku że jest dopiero 7:00.
-Kurde...mam
jeszcze 4 godziny-Często mówię sama do siebie, nie wiem czemu, po
prostu tak mam. Postanowiłam się odświeżyć, więc wzięłam
długi prysznic, umyłam zęby i założyłam jeansy, trampki, i
fioletową bluzkę. To dziwnie zabrzmi ale uwielbiam ten psychiatryk,
jest on dla tych bogatszych, czyli płatny ale przynajmniej mamy
swoje własne pokoje z łazienkami, kino oraz saunę, więc to czyni
go fajną placówką, wiesz taki hotel z którego nie można wyjść
samemu. Spojrzałam na zegarek.
-Co!
7:20-Czemu czas tak wolno leci. Z irytacją spojrzałam w okno i
przysięgam na moją nie żyjącą matkę że ktoś mnie obserwuje
spod drzewa. Odsunęłam się i błyskawicznie zasłoniłam okno.
Położyłam się na łóżku, serce biło mi jak szalone, zasnęłam.
***
Obudziła
mnie pielęgniarka która przynosi mi antydepresanty.
-Dzień
dobry, skarbie.
-Dzień
dobry
-Masz
tutaj tabletusie -Uwielbia ten wyraz, nie wiem dlaczego, choć raz
miałam taką kumpelkę która cały czas mówiła ''serio'' z
początku to strasznie irytowało, lecz później
się
przyzwyczaiłam.
-Dziękuję
-Wzięłam od niej różowe tabletusie i popiłam wodą. Uśmiechnęła
się i wyszła. Spojrzałam na zegarek.
-11!
Cholera! -Wstałam i czym szybciej pobiegłam do „Samotnej
Kolumny”. Spencer już tam czekała. Nie lubi gdy ktoś się
spóźnia.
-5
min spóźnienia.
-Wiem,
przyszła pielęgniarka z tabletusiami -Boże jak mogłam powiedzieć
ten głupi wyraz do niej.
-Tabletuse?
-Tabletki,
mniejsza z tym chodźmy już.
-Okej
Tak
szczerze to jestem tu pierwszy raz, nie bujam, jakoś mnie nie kręcą
książki i nauka, nie żebym była jakimś nieukiem, mam dobre
oceny, po prostu uważam że nie będę wykorzystywać każdej wolnej
chwili na naukę jak Spencer. Biblioteka była całkiem ładna,
mnóstwo regałów z małą ilością książek, dużo krzeseł i
puf. Spencer podeszła do działu z literaturą powszechną. Poszłam
za nią i usiadłam na jednej z puf stojącej obok regału.
-Więc
szukasz czegoś konkretnego, czy po prostu ci się nudzi?
-Szukam
czegoś ciekawego.
Wstałam
i zaczęłam szperać pomiędzy regałami, same badziewia, spojrzałam
na parapet, mój wzrok przykuła stara, otwarta w połowie, zakurzona księga, przeczytałam tytuł „White Common House”
stwierdziłam że może być ciekawe, więc zaczęłam czytać :
1857,
27 października
Wybuch
pożaru w wschodnim skrzydle budynku,
spowodował
śmierć 95 pacjentów,
prawdopodobnie
budynek podpalił jeden z
pacjentów
objętych projektem X.
-Projekt
X? -Podniosłam głowę i znowu pod drzewem stał tam ten ktoś...
===
Nowy rozdział! Mam nadzieję że się podoba.
Komentarze mile widziane.
Zakochałam się w tym blogu <3 Mam nadzieję że niedługo kolejny wpis !!!!!
OdpowiedzUsuńJa również czekam.
OdpowiedzUsuń