Ze względu na to że posty pojawiają się co drugi dzień mam lekkie zaległości w nauce, więc muszę zmniejszyć ilość wpisów w tygodniu do jednego. Będzie się pojawiał w każdy PONIEDZIAŁEK, i dzięki temu rozdziały będą o wiele dłuższe. Pozdrawiam.
Translate
czwartek, 22 października 2015
wtorek, 20 października 2015
Rozdział 9
9
Zauważyłam
że Kol jest moim aniołem stróżem, jest przy mnie zawsze gdy
potrzebuje kogoś, tak jak w tej chwili, siedzi już chyba 20 min u
mnie w pokoju stale mnie rozśmieszając. Przyznam się wam, tak na
serio to z początku niezbyt go lubiłam, ale później okazał się
być świetnym przyjacielem, serio, jeszcze nigdy nie miałam takiego
przyjaciela jak Kol.
-
Hej -pstryknął mi palcami przed twarzą- słuchasz?
-Tak.
-To
co przed chwilą powiedziałem?
-Że
twój przyjaciel ma domek nad plażą i jeździcie tam żeby
surfować.
-Nie,
mówiłem o tym jakieś pięć minut temu, a teraz pytałem się czy
chcesz się napić herbaty?
-Okej
-Wstał pierwszy i wyciągnął ręce by pomóc mi wstać, ale
ponieważ jestem niezdarą to zahaczyłam butem o łóżko, gdyby Kol
mnie nie złapał miałabym już stłuczony nos. Staliśmy teraz tak
blisko siebie że czułam na sobie jego oddech i wtedy mnie
pocałował, a ja ku mojemu zaskoczeniu odwzajemniłam pocałunek.
Nie trwał zbyt długo, ponieważ w porę się ocknęłam.
-To
jak z tą herbatą?
Otworzył
drzwi i gestem zaprosił do wyjścia.
-Proszę
bardzo.
-Dziękuję.
Wyszliśmy
i udaliśmy się w kierunku stołówki.
***
Tak
jak myślałam była zatłoczona, zawsze jest, widać wszystkich tu
ciągnie do jedzenia. Kol podszedł do okienka, a ja poszłam szukać
miejsca, niestety nigdzie nie było pustego stolika więc to znaczy
że musimy się przysiąść do kogoś, a ta opcja nie zbyt mi się
podoba.
-Izzy
– Doskonale znałam ten głos, to była Spencer- Chodź tutaj!
Podeszłam
w jej kierunku, siedziała z jednooką Sussan.
-Siadaj
z nami – Wskazała na miejsce.
-Jestem
z Kolem.
-Zmieścimy
się wszyscy.
-Okej
-Pomachałam do Kola by mógł mnie znaleźć.
-Więc,
byłam dzisiaj w bibliotece i znalazłam tam świetną książkę, w
formie pamiętnika pisanego przez Tessę Smith.
-Spenc,
bez urazy ale mnie nie ciekawią książki.
-To
niech zaczną bo to jest pamiętnik jednej z niewielu którzy
należeli do projektu x oraz przeżyli pożar.
-Jak
to?Przecież nie udostępniają takich źródeł.
-Nie,
po prostu nie masz przyjaciół w formie pani bibliotekarki, a teraz
masz – podała mi skórzany pamiętnik – O i nie zniszcz go.
-Okej
dzięki.
-Za
co dziękujesz? - Przyszedł Kol z dwiema herbatami, cukrem i
łyżeczkami.
-Nie
nic – Wzięłam herbatę bez cukru i upiłam jak zawsze duży łyk,
czego od razu pożałowałam, bo poparzyłam się w język.
-Więc
wiecie na jakie studia idziecie? - Zapytała Sussan.
-Stanford
University – Powiedział Kol.
-Harvard
– Rzekła dumnie Spencer.
-Ja
jeszcze nie wiem, a ty Sussan?
-Też
nie wiem.
Gadaliśmy
tak jeszcze dobrą godzinę, później wszyscy zaczęli się
rozchodzić, więc pomyślałam że ja też już pójdę, lecz kiedy
podchodziłam do drzwi Kol stanął mi na drodze.
-Nie
masz przypadkiem ochoty na bilard?
-To
tutaj jest bilard?
-Tak,
więc? - Spojrzał błagalnie oczami.
-Okej.
-Świetnie!
Tędy proszę.
***
Do
sali z bilardem przechodziło się przez bibliotekę, i tutaj sobie
odpowiedziałam na pytanie dlaczego nie wiedziałam o bilardzie, bo
nie czytam książek. Sala na moje szczęście była pusta.
-Od
razu mówię że jestem w tym kiepska.
-Na
pewno nie jest tak źle.
Kol
poszedł do schowka po bile i kije do gry więc mam czas na
rozejrzenie się, choć to była w sumie normalna sala, pomalowana na
żółto z drewnianą podłogą i tyle, żadnego okna, tylko ogromna
lampa nad stołem.
-Więc
panie mają pierwszeństwo – Podał mi kij.
-Okej...więc.
-Źle trzymasz kij.
-Więc panie nauczycielu jak mam go trzymać?
-Więc najpierw zegnij łokcie i uformuj palce w mniej więcej coś takiego - Starałam się powtórzyć każdy jego ruch - i teraz jak najmocniej uderz w białą bilę.
-Okej - uderzyłam w bilę i kilka wpadło! - Jej!
I tak na przemian wbijaliśmy bile, no i muszę przyznać że Kol jest lepszy ode mnie, ale i tak miło spędziłam czas, serio. Po jakimś czasie Kol odprowadził mnie do pokoju, rozmawialiśmy przez całą drogę o bzdetach, gdy doszliśmy zbliżył się do mnie i pocałował, a ja odwzajemniłam pocałunek, był długi i namiętny, i muszę przyznać że marzyłam o nim. Nagle przypomniałam sobie o książce którą dała mi Spencer. Wyrwałam się z pocałunku.
-Coś się stało? - Zapytał.
-Zostawiłam książkę na stołówce.
-Masz jeszcze 5 minut za nim ją zamkną.
-Świetnie! - Pobiegłam w stronę stołówki zostawiając Kola samego. Po drodze oczywiście się poślizgnęłam i wpadłam na drzwi, jejciu jak to bolało. Na stołówce nikogo nie było, więc od razu udałam się w kierunku stolika przy którym siedzieliśmy, i na moje nieszczęście nie było tam książki.
-Szlak - Zaczęłam szukać jej po całym pokoju, lecz niestety na darmo. Zrezygnowana wróciłam do pokoju, byłam wściekła na siebie. Rzuciłam się na łóżko i poczułam że coś jest pod kołdrą. Wstałam i sprawdziłam co to jest.
-Pamiętnik? ale jak? - Wzięłam go do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. Z książki wyleciała mała kartka, podniosłam ją.
Co ty byś beze mnie zrobiła? Co nie Izzy?
Poziom X
-Coś się stało? - Zapytał.
-Zostawiłam książkę na stołówce.
-Masz jeszcze 5 minut za nim ją zamkną.
-Świetnie! - Pobiegłam w stronę stołówki zostawiając Kola samego. Po drodze oczywiście się poślizgnęłam i wpadłam na drzwi, jejciu jak to bolało. Na stołówce nikogo nie było, więc od razu udałam się w kierunku stolika przy którym siedzieliśmy, i na moje nieszczęście nie było tam książki.
-Szlak - Zaczęłam szukać jej po całym pokoju, lecz niestety na darmo. Zrezygnowana wróciłam do pokoju, byłam wściekła na siebie. Rzuciłam się na łóżko i poczułam że coś jest pod kołdrą. Wstałam i sprawdziłam co to jest.
-Pamiętnik? ale jak? - Wzięłam go do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. Z książki wyleciała mała kartka, podniosłam ją.
Co ty byś beze mnie zrobiła? Co nie Izzy?
Poziom X
=======================
YeY nowy rozdział! Jejciu jest już ponad 600 wyświetleń!
Czytanie=Komentowanie
sobota, 17 października 2015
Rozdział 8
8
Dzięki
Elijshy dowiedziałam się dość dużo a mianowicie: White Common
House został założony 8 stycznia 1850 roku i o dziwo jest to też
data odnalezienia jakiegoś chłopca wychowanego przez zwierzęta,
serio, dobra dalej, założycielem był Thomas White od którego
właściwie powstała część nazwy ośrodka, dalej,
po pożarze budynek zamknięto na pięć lat, by odnowić budynek, o
a teraz coś na temat „Poziomu X” więc powstał w 1856 roku dla
tych „najbardziej potrzebujących pomocy” i to właśnie
najprawdopodobniej z tego powodu wybuchł pożar. Mój
piękny monolog przerwał Kol.
-Hej
piękna.
-Hej.
-Ktoś
przyjechał do ciebie, z bardzo daleka.
-Kto?
-Nie
wiem, idziesz?
-Tak,
skoro przyjechał z daleka to pewnie ma jakąś ważną sprawę-
złapałam bluzę i razem poszliśmy w kierunku „sali wizyt”.
***
Jak
się spodziewałam było tam mało ludzi, rzadko pojawiają się
goście w zwykłe dni tygodnia, no chyba że masz urodziny bądź
imieniny. Kol
prowadził mnie w kierunku krzeseł obok okna, lubię to miejsce, za
oknem
zawsze
widać piękny zachód słońca, kiedyś chodziłam tu codziennie i
patrzyłam, a teraz jakoś przestałam nawet nie wiem dlaczego
przestałam, ale mniejsza z tym, na wskazanym miejscu siedziało jak
się później przekonałam dwoje blondynów. Stanęłam jak wryta,
gdyż po chwili zrozumiałam kto to jest, a mianowicie mój starszy
brat.
-Scott!
-Izzy!
Hej, jak się trzymasz?
-Jejciu,
myślałam że
wyjechałeś ze Stanów na dobre
-No co ty, serio tak pomyślałaś?
-Może.
-Izzy...-mruknął
Kol.
-A
właśnie to mój przyjaciel Kol, Kol to jest Scott, mój starszy
brat.
-Hej.
-Cześć,
a już tak a propos poznawania się, to jest moja dziewczyna Agata
-Wskazał na piękną blondynkę.
-Hejka!-
Powiedziała melodycznie.
-Hej
-Odpowiedziałam z Kolem w tym samym momencie.
-Dziewczyna?
-Zapytałam.
-Tak,
poznałem ją jak byłem w
Polsce, w jednym barze.
-Łał...to
znaczy świetnie...gratulacje...mam nadzieję że ułoży się wam
bardziej niż...no wiesz...mi i Deanowi
-Boże...zapomniałem...Izzy
ja cię przepr -nie usłyszałam więcej, ponieważ wybiegłam z
sali, chciałam być teraz sama i płakać. Wbiegłam do pokoju i
zaczęłam płakać.
=================
Bum! Kto wiedział że Izzy ma brata! Pisać czy się podobało.
Pozdrawiam.
czwartek, 15 października 2015
Rozdział 7
7
Obudziły mnie krzyki ludzi,
nie miałam pojęcia co się dzieje, w powietrzu unosił odór
spalenizny, podbiegłam do okna i ujrzałam palący się budynek,
ludzi biegających w różne strony, straż pożarną próbującą
ugasić pożar. Po chwili do pokoju wszedł mój przyjaciel.
-Thomasie, cóż się stało?
-Ktoś podpalił wschodni
budynek, moja droga Tesso.
-Matulu kochana! Czy ktoś
się zranił?
-Na chwilę obecną nie znam
odpowiedzi na to pytanie, a teraz musimy panienko uciekać.
-Chwileczkę, a inni
pacjenci?
-Jonathan wraz z Alexandrem
zajmują się nimi.
-Wspaniale.
Thomas sięgnął do
kieszeni swojego płaszcza i wyciągnął z niego chusteczkę.
-Proszę Tesso, zakryj twarz
tym.
-Dziękuje, Thomasie.
Pobiegliśmy w nieznanym mi
kierunku, po chwili dotarliśmy do drzwi, po otwarciu ich ujrzałam
chaos i panikę, ogień pochłonął cały wschodni budynek,
mężczyźni biegali z wodą i próbowali ugasić pożar. W oddali
ujrzałam iż ktoś biegnie w naszym kierunku, gdy był już przy nas
zwrócił się do mojego przyjaciela.
-Thomasie zabierz stąd
panienkę Smith do namiotu medycznego, tam się nią zajmą, a gdy
już to uczynisz przybądź jak najszybciej.
-Oczywiście, panie
Friedrichu.
Szliśmy szybkim krokiem
przed budynek, a później około 294 kroków na zachód. W namiocie
ujrzałam moją kuzynkę, więc od razu pobiegłam w jej kierunku.
-Eliza!Jesteś cała?
-Ach Tessa!Tak wszystko w
porządku a jak z tobą?
-Również dobrze, kuzynko.
Czy wiadomo coś na temat pożaru?
-Nie udzielają jeszcze
informacji.
-Masz zaczerwienione
oczy,Elizo ,kiedy ostatnio drzemałaś?
-Dwie noce temu.
-Matulu kochana!Tyś
wyczerpana, kuzynko!Drzemnij sobie przy mnie.
-Dziękuję Tesso za troskę
-Położyła się na rozłożonych na ziemi kocach, a następnie
okryła kocem- Kuzyneczko ma droga opowiesz mi powieść.
-Oczywiście ma droga:
"Miłość,
przyjacielu,
To dym, co z parą westchnień się unosi;
To żar, co w oku szczęśliwego płonie;
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.
Czymże jest więcej? Istnym amalgamem,
Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem."*
To dym, co z parą westchnień się unosi;
To żar, co w oku szczęśliwego płonie;
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.
Czymże jest więcej? Istnym amalgamem,
Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem."*
*William Szekspir "Romeo i Julia"
poniedziałek, 12 października 2015
Rozdział 6
6
Pokój Elijshy wyglądał
tak jak sobie to wyobrażałam, zasłonięte zasłony, plakaty na
całej powierzchni pokoju, i to co mnie najbardziej wkurza u
chłopaków, a mianowicie wszędzie sterty brudnych ubrań, boże jak
to mnie wyprowadza z równowagi, ale mniejsza z tym, jestem tu po to
by dowiedzieć się czegoś na temat „Poziomu X”. Elijsha
podszedł do komody a następnie ją przesunął, za meblem kryła
się dość duża dziura, zaczął w niej grzebać. Musiałam
wypalić:
-Co ty robisz? Jeżeli mogę
spytać.
-Nie
mogę tak po prostu trzymać tu taki sprzęt- zaczął wyjmować małe
srebrne walizeczki, a
następnie wyjmował z nich kolejno: kable, rutery różnego rodzaju
a w największej walizce znajdował się cały mózg, laptop-Więc
czego chcesz się dowiedzieć?
-Wszystko na temat poziomu
x.
-Okej – Zaczął wpisywać
coś na klawiaturze, a na ekranie wyświetlały się czarne okna z
zielonymi cyframi, później kopiował linki i wklejał je w inne
czarne okienko i wtedy wyskoczył ekran, ale nie ekran z laptopa
Elijshy tylko inny, później wyświetlił się komunikat:Proszę
wpisać hasło, i wtedy wszystko od początku kopiowanie linków,
czarne ekrany itp. a następnie komunikat: Hasło zaakceptowane-
Bingo, mam ich komputery!
-Serio? Tak szybko?
-Jestem zawodowcem, masz
pendrive przy sobie?
-Nie.
-Nie szkodzi, weźmiesz mój
– Kolejno zgrywał informacje na pendrive. Podał go mi- Wystarczy
włożyć do komputera i voila.
-Dzięki, naprawdę mi
pomogłeś.
-Luzik.
Wraz z Spencer wyszłyśmy,
a następnie rozdzieliłyśmy się przy „Samotnej Kolumnie”
,Spencer udała się do biblioteki a ja do mojego pokoju po
odpowiedzi.
===
W końcu szósty rozdział, mam nadzieję że się podoba.
wtorek, 6 października 2015
Rozdział 5
5
Jakąś
godzinę temu Kol wyszedł, a ja poszłam do biblioteki. Musiałam
dowiedzieć się więcej na temat tego owego
poziomu
x, to
co mi powiedział Kol to za mało. Ruszyłam
w kierunku parapetu, gdyż liczyłam na to że książka jeszcze tam
będzie, lecz się myliłam. Zaczęłam więc szperać po
najbliższych regałach, lecz bez efektu. Podeszłam więc do
bibliotekarki.
-Dzień dobry -Spojrzałam
na etykietkę na jej bluzce- Pani Smith.
-Dzień dobry, w czym mogę
ci pomóc skarbie?
-Szukam książki na temat
historii tego budynku.
-Niestety,
ale
tylko uprawnione osoby mogą korzystać z książek tego typu
książek.
-Okej, dziękuje.Czyli tyle się dowiem w bibliotece, świetnie, czyli muszę się zwrócić się do innego źródła, a mianowicie komputer. Wróciłam więc do pokoju, włączyłam przeglądarkę i ,
kolejno wpisywałam: White
Common House, pożar w 1853 Poziom X. I nic.
-Muszę
się włamać do
bazy
danych -Szkoda tylko że
jestem kijowym hakerem.
I
wtedy
wpadłam normalnie na ''świetny'' pomysł, a mianowicie udałam się
do Spencer, zapukałam i wypaliłam.
-Hej, słuchaj potrzebuję
super-ultra-świetnego hakera, który będzie miał gdzieś to co
chcę uhakerować -Nawet nie wiedziałam że mogę tyle powiedzieć
na jednym oddechu.
-Po pierwsze nie ma sensu w
słowie uhakerować, a po drugie znam taką osobę, nazywa się
Elijsha Collins.
-Świetnie a ktoś mniej
upośledzony umysłowo?
-Nie, to jak?
-W którym pokoju mieszka?
666?
-Nie, w 273.
-Podobnie.
-Okej zaprowadzę cię do
niego, ale nie używaj sarkazmu przy nim, dobra?
-Muszę -Odpowiedziała mi
zażenowaną miną- Dobra, dobra.
Szłyśmy dość długim
korytarzem, nie gadałam ze Spencer przez całą drogę, o tak
szczerze to nie lubię zbytnio Elijshy, zawsze na kole dyskusyjnym
dłubał w nosie, obgryzał paznokcie a czasami mówił sam do
siebie, na dość dziwne tematy. Podobno tak naprawdę rozmawia z
''Kimś''. Zapatrzyłam się w podłogę i w kogoś uderzyłam.
-Uważaj! - To była Spencer
-Przepraszam.
-To tutaj -Wskazała na
drzwi. A następnie zapukała. Po chwili otworzył nam drzwi niski
chłopak, z nieładem na włosach, a naprawdę ma je długie -Elisha,
hej.
-Hej, coś się stało?
-Właściwie to Izzy chciała
by skorzystać z najlepszych usług hakerskich w tym budynku, więc?
-Jasne, wchodźcie!
========
Ważny komunikat! Rozdziały będą wstawiane we WTORKI,
CZWARTKI i SOBOTY.
niedziela, 4 października 2015
Rozdział 4
4
Znowu
zasnęłam, przez te owe tabletusie jestem zawsze zmęczona, a może
zamiast antydepresantów podają mi coś na sen, nie bujam, raz to o
mało nie zasnęłam podczas jazdy samochodem i gdyby nie to że
potrąciłam trzy śmietniki pewnie bym już nie żyła, serio, i
ktoś inny by opowiadał wam teraz ten nudny monolog na temat spania
za kółkiem, na przykład pan Fitz 80-letni nauczyciel j.
Hiszpańskiego, fajny gostek, ale mniejsza o tym. Zauważyłam że
Kol już wyszedł, wiedziałam że muszę się umyć, ale nie mam
ochoty ponownie wejść do łazienki, a co jeśli znowu coś tam
jest?
Zaczął
dzwonić budzik, zawsze pika kiedy jest równa godzina, teraz była
9:00. Po chwili ktoś zaczął majstrować przy drzwiach, pobiegłam
szybko do szafy, ktoś wszedł do pokoju.
-Izzy!
Jesteś tu?! -Kurcze to Kol, świetnie, a ja siedzę w szafie.
-Boże,
Kol myślałam że to zabójca -Żebyście widzieli jego minę.
-Ta,
przyniosłem śniadanie -Na niebieskiej tacy trzymał dwa talerze z
jajecznicą i bekonem, 4 tosty i dwa kubki kawy -Mam nadzieję że
słodzisz tylko dwie i wlewasz mało mleka.
-Jest
świetne, dziękuję -Wraz z Kolem usiedliśmy na łóżku, wypiłam
dość spory łyk kawy, a następnie ugryzłam kawałek tosta.
-Jak
się trzymasz, no wiesz po wczorajszym.
-Dobrze...chyba.
-Jesteś
pewna?
-Nie
Kol! Nie jestem, widzę jakiegoś gościa, moja łazienka była cała
we krwi...ja...ja nie wiem co zrobić Kol.
-Hej,
wszystko się ułoży -Przytulił mnie.
=====
Na
serio myślicie że wszystko się ułoży, że Izabell wraz z
''przyjaciółmi'' wrócą do domu,
cóż
niestety nie, może nigdy nie opuszczą tego miejsca, a jak opuszczą
to tylko w martwej postaci.
-poziom X
sobota, 3 października 2015
Rozdział 3
3
-Spencer!
-Nie
drzyj się to biblioteka, a poza tym stoję obok c...
-Zamknij
się i popatrz-Pokazałam w kierunku tajemniczej osoby.
-To
jest drzewo, Izzy, no wiesz roś...
-Obok
drzewa!
-Nic
tam nie ma.
-No
przecież tam ktoś...stoi -Dam sobie rękę uciąć że ktoś
jeszcze przed sekundą tam stał.
-Jesteś
pewna że chcesz opuścić to miejsce, bo mi się wydaje że powinnaś
tu jeszcze zostać, serio- Odwróciła się na pięcie i podeszła do
innego rozdziału, byłam zbyt zszokowana by coś powiedzieć. Jak to
jest możliwe, przed chwilą tam stał! Serio!
Nie
mogłam dłużej wytrzymać w bibliotece, wróciłam do pokoju
wcześniej uprzedzając Spencer. Musiałam umyć twarz, weszłam do
łazienki i o mało nie dostałam zawału, cała łazienka jest we
krwi, a na lustrze wielki napis ZABÓJCA.
***
Wybiegłam
na korytarz i potrąciłam przy okazji Kola.
-Hej,
wszystko w porządku, bo wyglądasz jakbyś zobac...
-ZAMKNIJ
SIĘ, ROZUMIESZ! ON CHCE MNIE ZABIĆ -Zaczęłam płakać,
rozumiecie, tak po prostu.
-Cii
Izzy, cii-Złapał mnie za ręce i zaciągną do pokoju, a następnie
posadził na łóżku, kucnął przede mną-Kto chce cię zabić to
po pierwsze, a po drugie nie krzycz bo przeniosą cię do poziomu x.
-łazienka...-
Wstał i ruszył w kierunku łazienki, wszedł i jedyne co usłyszałam
to o cholera! Później chyba
zaczął czyścić lustro, powoli szłam w jego kierunku.
-Co
ty robisz?
-Zacieram
dowody, nie trafisz tam, a teraz mnie posłuchaj, nic tu się nie wydarzyło, nikomu ani słowa o tym rozumiesz?!
-Tak...rozumiem.
-Świetnie.
-Wspomniałeś...coś...o
jakimś poziomie x -wydukałam.
-Dla
wybitnie psychicznych nie przeżyłabyś tam 10 minut.
Wróciłam
do pokoju i oparłam się o ścianę.
-Wszystko
w porządku?-Zapytał.
-Tak...Kol.
-Słucham.
-Dziękuję.
-Proszę
bardzo.
===
YeY kolejny rozdział. Proszę o komentarze.
piątek, 2 października 2015
Rozdział 2
2
Obudziłam
się dość wcześnie, i jestem strasznie głodna, serio, właściwie
to nigdy nie byłam aż tak głodna, więc poszłam na stołówkę po
śniadanie. Gdy weszłam na salę poczułam doskonale mi znany zapach
grzanek i naleśników. Stołówka była połączona z kuchnią przez
okienko bez szyby z którego dostaje się posiłek. Sala ta była
chyba największa w całym budynku, była pomalowana na żółto z
małymi i z zakratowanymi oknami. W całym pokoju rozciągały się
stoły z krzesłami, coś w stylu tych z Hogwartu. Po chwili namysłu
sięgnęłam po niebieską plastikową tackę i podeszłam do okienka
''miła'' pani podała mi talerz z trzema naleśnikami polane sosem
jagodowym i kubek herbaty z cytryną, kiedy miałam już iść do
pokoju zauważyłam Spencer siedzącą samą przy stoliku, aż mi się
jej szkoda zrobiło więc podeszłam do niej.
-Hej
Spencer, czy mogę się przysiąść- wskazałam na miejsce obok
niej.
-Izabell
hej! Jasne siadaj.
-Słyszałam
że nas wypuszczą do domu przed świętami.
-Tak
wiem, w końcu się stąd wyrwiemy -Spojrzałam na jej śniadanie,
wzięła sobie jajecznicę z tostami, natomiast do picia tylko wodę.
Słyszałam że jest wegetarianką, czy coś takiego, kiedyś w sumie
próbowałam wytrzymać bez mięsa lecz wytrzymałam tylko dzień,
nie żebym była mięso maniaczką, po prostu mama przygotowała
pieczonego kurczaka z ziemniakami- Hej Izzy! Słyszysz mnie!
-Tak,
co, nie, zamyśliłam się.
-Zauważyłam.
-Więc...jakie
było pytanie?
-Czy
pójdziesz ze mną później do biblioteki?
-Tak,
właściwie dlaczego nie?-Odpowiadałyśmy sobie pytaniem na pytanie.
-Świetnie
więc widzimy się o 11-stej przy kolumnie, a teraz muszę już
zmykać pa pa-chodziło jej o „Samotną Kolumnę”czyli jedyną
kolumnę na korytarzu, wystarczyło tylko pięćdziesiąt kroków i
jesteś w każdym pomieszczeniu WCH.
-Pa-
Wstała zabrała a następnie odstawiła tackę na stoliku z brudnymi
naczyniami i wyszła, uznałam że pójdę w jej ślady. Kiedy
wróciłam do pokoju zauważyłam na zegarku że jest dopiero 7:00.
-Kurde...mam
jeszcze 4 godziny-Często mówię sama do siebie, nie wiem czemu, po
prostu tak mam. Postanowiłam się odświeżyć, więc wzięłam
długi prysznic, umyłam zęby i założyłam jeansy, trampki, i
fioletową bluzkę. To dziwnie zabrzmi ale uwielbiam ten psychiatryk,
jest on dla tych bogatszych, czyli płatny ale przynajmniej mamy
swoje własne pokoje z łazienkami, kino oraz saunę, więc to czyni
go fajną placówką, wiesz taki hotel z którego nie można wyjść
samemu. Spojrzałam na zegarek.
-Co!
7:20-Czemu czas tak wolno leci. Z irytacją spojrzałam w okno i
przysięgam na moją nie żyjącą matkę że ktoś mnie obserwuje
spod drzewa. Odsunęłam się i błyskawicznie zasłoniłam okno.
Położyłam się na łóżku, serce biło mi jak szalone, zasnęłam.
***
Obudziła
mnie pielęgniarka która przynosi mi antydepresanty.
-Dzień
dobry, skarbie.
-Dzień
dobry
-Masz
tutaj tabletusie -Uwielbia ten wyraz, nie wiem dlaczego, choć raz
miałam taką kumpelkę która cały czas mówiła ''serio'' z
początku to strasznie irytowało, lecz później
się
przyzwyczaiłam.
-Dziękuję
-Wzięłam od niej różowe tabletusie i popiłam wodą. Uśmiechnęła
się i wyszła. Spojrzałam na zegarek.
-11!
Cholera! -Wstałam i czym szybciej pobiegłam do „Samotnej
Kolumny”. Spencer już tam czekała. Nie lubi gdy ktoś się
spóźnia.
-5
min spóźnienia.
-Wiem,
przyszła pielęgniarka z tabletusiami -Boże jak mogłam powiedzieć
ten głupi wyraz do niej.
-Tabletuse?
-Tabletki,
mniejsza z tym chodźmy już.
-Okej
Tak
szczerze to jestem tu pierwszy raz, nie bujam, jakoś mnie nie kręcą
książki i nauka, nie żebym była jakimś nieukiem, mam dobre
oceny, po prostu uważam że nie będę wykorzystywać każdej wolnej
chwili na naukę jak Spencer. Biblioteka była całkiem ładna,
mnóstwo regałów z małą ilością książek, dużo krzeseł i
puf. Spencer podeszła do działu z literaturą powszechną. Poszłam
za nią i usiadłam na jednej z puf stojącej obok regału.
-Więc
szukasz czegoś konkretnego, czy po prostu ci się nudzi?
-Szukam
czegoś ciekawego.
Wstałam
i zaczęłam szperać pomiędzy regałami, same badziewia, spojrzałam
na parapet, mój wzrok przykuła stara, otwarta w połowie, zakurzona księga, przeczytałam tytuł „White Common House”
stwierdziłam że może być ciekawe, więc zaczęłam czytać :
1857,
27 października
Wybuch
pożaru w wschodnim skrzydle budynku,
spowodował
śmierć 95 pacjentów,
prawdopodobnie
budynek podpalił jeden z
pacjentów
objętych projektem X.
-Projekt
X? -Podniosłam głowę i znowu pod drzewem stał tam ten ktoś...
===
Nowy rozdział! Mam nadzieję że się podoba.
Komentarze mile widziane.
czwartek, 1 października 2015
Rozdział 1
1
-Hej
wszystkim.
-Hej-Odpowiedziała
mi cała grupka ludzi którzy podają się za moich przyjaciół, na
przykład jednooka Sussan która trafiła tutaj w wyniku załamania
emocjonalnego spowodowanego przez śmierć jej matki, która spłonęła
w pożarze, czy jakoś tam. Kolejną upośledzoną postacią jest
Elijsha, dziwny jak jego imię, i tyle o nim, obok niego siedzi Kol,
przystojny ale narkoman i kręci ze Spencer babka która ześwirowała
bo była torturowana przez jakiegoś psychola, czy coś. A właśnie!
Nie powiedziałam gdzie się znajdujemy, a więc jesteśmy na kółku
dyskusyjnym w uwaga... psychiatryku.
-Więc...-cholernie
się stresuje, serio, nie lubię publicznych występów-nazywam się
Izabella Bluestown...i...ęęę -Zawsze się jąkam kiedy się
stresuje- trafiłam tutaj ponieważ...mój...-No nie zaraz się
rozbeczę, nie mogę, nie przy tych ludziach-mój chłopak nie żyje
– zauważyłam że Tom czyli organizator tych pogaduszek, miał
zamiar powiedzieć że mu przykro, a ja nie lubię litości więc
wtrąciłam mu się w słowo- Ale wszystko ze mną w porządku,
serio to było dawno, tylko rodzice uznali że ponieważ od czasu do
czasu sobie wypiję więcej niż powinnam to jest ze mną coś nie
tak więc tak się tu znalazłam.
-Dziękujemy
za twoją szczerość Izabello- i tyle każdy rozmawiał że czuje
się lepiej ale to nie prawda, każdy po prostu robi wszystko żeby w
końcu stąd wyjść. Ukradkiem zerkałam na zegar znajdujący się
nad drzwiami od zaplecza. Pokój w którym się znajdowaliśmy się
był kijowy, a mianowicie cały w muszelkowej tapecie, która zrywała
się od strony podłogi, misie na każdej półce a jest ich dość
dużo serio. Krzesła na
których siedzimy są białe i plastikowe z zielonymi poduszkami,
kijowo wyglądają ale są wygodne. Dalej wszyscy zaczęli śpiewać
o jakiś bucikach, a następnie wróciliśmy do swoich pokoi. Tak
więc wygląda dzień w Withe Common House. Rzuciłam się na łóżko
i zasnęłam.
===
Mam nadzieję że pierwszy rozdział się podoba. Zapraszam do komentowania . Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)