Przeniosłam się na Wattpad i nie będę dodawać nowych rozdziałów na tym blogu.
Link do Wattpad
White Common House
Translate
środa, 20 stycznia 2016
niedziela, 6 grudnia 2015
Rozdział 10 cz.1
10 cz.1
Obudziłam
się w jakimś ciemnym miejscu. Ciężko oddychając wstałam z jak
się później skapnęłam z mchu, rozejrzałam się dookoła lecz
gęsta mgła utrudniała mi to. Było mi strasznie zimno, ponieważ
na sobie miałam tylko cienką piżamę oraz miałam gołe stopy. Po
chwili zrozumiałam że miejsce w którym się znajduję to las.
Zaczęłam biec przed siebie, cały czas pytając się: Jak
się tutaj znalazłam? Czy ktoś mnie porwał? Jak daleko jestem od
domu?. Zatrzymałam się ciężko dysząc z przerażeniem.
-Czy
mam nerkę?
Macałam
się po brzuch w celu znalezienia cięcia lub szwów, na
szczęście nic takiego nie znalazłam. Nie mogłam już biec więc
po prostu szłam przed siebie licząc kroki które zrobiłam.
349,
350, 351...625. Po 626 krokach doszłam do cmentarza, był opuszczony
ponieważ większość nagrobków była zniszczona oraz był
strasznie zarośnięty. Nigdy nie lubiłam cmentarzy, zawsze źle mi
się kojarzyły, lecz teraz uznałam że może to być nadzieja na
odnalezienie jakiejkolwiek drogi.
Kiedy
miałam już wejść coś mnie powstrzymało, jakaś dziwna siła,
próbowałam
się szarpać lecz na darmo, więc zaczęłam krzyczeć.
-Hej,
cicho, to tylko ja, Izzy to ja Spencer.
Patrzyła
na mnie błagalnie,
widać
było że na serio jej zależy z tą ciszą.
-Chcesz
żebym była cicho? To powiedź bądź cicho a nie tamujesz mi drogę
jakąś super-mocą – powiedziałam
najciszej jak tylko potrafiłam. Spencer skinęła głową w lewą
stronę na znak bym za nią poszła. Szłyśmy
dość długo w
nieznanym mi kierunku. Podczas drogi nie rozmawiałyśmy, a ja cały
czas zastanawiałam się dlaczego musimy być aż tak cicho, lecz z
moich rozmyśleń wybił mnie tajemniczy szelest , Spencer się
zatrzymała więc ja również. Było tak cicho że słyszałam
głośne i szybkie bicie mojego serca.
-Bu!
Podskoczyłam
i cicho krzyknęłam, reakcja Spencer była podobna, tylko że
jeszcze ona odwróciła
się
i zaczęła wymawiać słowa zaklęcia.
-Pasm...
- odwróciłam się, a Spencer w porę przerwała zaklęcie- Boże!
Kol! Mogłam cię zabić!
-Przecież
i tak już jestem martwy – Powiedział sarkastycznie – A
przeszłyście 5 kilometrów ponieważ?
-Na
spacer – Rzuciła Spencer.
-O
2 w nocy?
-Na
spacer nigdy nie jest za późno.
-Ta,
jasne.
-Właśnie
Spencer – Wtrąciłam się – Dlaczego szłyśmy aż...yymm, ile
to było?
-5
kilometrów – Powiedział Kol.
-Dokładnie,
5 kilometrów od cmentarza na jakieś pustkowie?
-Ponieważ
na cmentarzach bywają złe duchy!
Już
miałam coś powiedzieć, ale Kol był szybszy.
-Nie
wcale to nie brzmiało jakbyś to wymyśliła na poczekaniu, wiedźmo.
-Sugerujesz
że zmyślam?
-Przestańcie!
Oboje!
Spojrzeli
się na mnie oboje, aż mnie ciarki przeszły.
-Więc...Spencer
może mi wyjaśnisz o co chodzi? - Zaczęłam spokojnie.
-Ona
prowadzi cię do Poziomu X! - Wtrącił się Kol.
-Spence...czy
to prawda?
***
sobota, 21 listopada 2015
czwartek, 22 października 2015
!Ważne!
Ze względu na to że posty pojawiają się co drugi dzień mam lekkie zaległości w nauce, więc muszę zmniejszyć ilość wpisów w tygodniu do jednego. Będzie się pojawiał w każdy PONIEDZIAŁEK, i dzięki temu rozdziały będą o wiele dłuższe. Pozdrawiam.
wtorek, 20 października 2015
Rozdział 9
9
Zauważyłam
że Kol jest moim aniołem stróżem, jest przy mnie zawsze gdy
potrzebuje kogoś, tak jak w tej chwili, siedzi już chyba 20 min u
mnie w pokoju stale mnie rozśmieszając. Przyznam się wam, tak na
serio to z początku niezbyt go lubiłam, ale później okazał się
być świetnym przyjacielem, serio, jeszcze nigdy nie miałam takiego
przyjaciela jak Kol.
-
Hej -pstryknął mi palcami przed twarzą- słuchasz?
-Tak.
-To
co przed chwilą powiedziałem?
-Że
twój przyjaciel ma domek nad plażą i jeździcie tam żeby
surfować.
-Nie,
mówiłem o tym jakieś pięć minut temu, a teraz pytałem się czy
chcesz się napić herbaty?
-Okej
-Wstał pierwszy i wyciągnął ręce by pomóc mi wstać, ale
ponieważ jestem niezdarą to zahaczyłam butem o łóżko, gdyby Kol
mnie nie złapał miałabym już stłuczony nos. Staliśmy teraz tak
blisko siebie że czułam na sobie jego oddech i wtedy mnie
pocałował, a ja ku mojemu zaskoczeniu odwzajemniłam pocałunek.
Nie trwał zbyt długo, ponieważ w porę się ocknęłam.
-To
jak z tą herbatą?
Otworzył
drzwi i gestem zaprosił do wyjścia.
-Proszę
bardzo.
-Dziękuję.
Wyszliśmy
i udaliśmy się w kierunku stołówki.
***
Tak
jak myślałam była zatłoczona, zawsze jest, widać wszystkich tu
ciągnie do jedzenia. Kol podszedł do okienka, a ja poszłam szukać
miejsca, niestety nigdzie nie było pustego stolika więc to znaczy
że musimy się przysiąść do kogoś, a ta opcja nie zbyt mi się
podoba.
-Izzy
– Doskonale znałam ten głos, to była Spencer- Chodź tutaj!
Podeszłam
w jej kierunku, siedziała z jednooką Sussan.
-Siadaj
z nami – Wskazała na miejsce.
-Jestem
z Kolem.
-Zmieścimy
się wszyscy.
-Okej
-Pomachałam do Kola by mógł mnie znaleźć.
-Więc,
byłam dzisiaj w bibliotece i znalazłam tam świetną książkę, w
formie pamiętnika pisanego przez Tessę Smith.
-Spenc,
bez urazy ale mnie nie ciekawią książki.
-To
niech zaczną bo to jest pamiętnik jednej z niewielu którzy
należeli do projektu x oraz przeżyli pożar.
-Jak
to?Przecież nie udostępniają takich źródeł.
-Nie,
po prostu nie masz przyjaciół w formie pani bibliotekarki, a teraz
masz – podała mi skórzany pamiętnik – O i nie zniszcz go.
-Okej
dzięki.
-Za
co dziękujesz? - Przyszedł Kol z dwiema herbatami, cukrem i
łyżeczkami.
-Nie
nic – Wzięłam herbatę bez cukru i upiłam jak zawsze duży łyk,
czego od razu pożałowałam, bo poparzyłam się w język.
-Więc
wiecie na jakie studia idziecie? - Zapytała Sussan.
-Stanford
University – Powiedział Kol.
-Harvard
– Rzekła dumnie Spencer.
-Ja
jeszcze nie wiem, a ty Sussan?
-Też
nie wiem.
Gadaliśmy
tak jeszcze dobrą godzinę, później wszyscy zaczęli się
rozchodzić, więc pomyślałam że ja też już pójdę, lecz kiedy
podchodziłam do drzwi Kol stanął mi na drodze.
-Nie
masz przypadkiem ochoty na bilard?
-To
tutaj jest bilard?
-Tak,
więc? - Spojrzał błagalnie oczami.
-Okej.
-Świetnie!
Tędy proszę.
***
Do
sali z bilardem przechodziło się przez bibliotekę, i tutaj sobie
odpowiedziałam na pytanie dlaczego nie wiedziałam o bilardzie, bo
nie czytam książek. Sala na moje szczęście była pusta.
-Od
razu mówię że jestem w tym kiepska.
-Na
pewno nie jest tak źle.
Kol
poszedł do schowka po bile i kije do gry więc mam czas na
rozejrzenie się, choć to była w sumie normalna sala, pomalowana na
żółto z drewnianą podłogą i tyle, żadnego okna, tylko ogromna
lampa nad stołem.
-Więc
panie mają pierwszeństwo – Podał mi kij.
-Okej...więc.
-Źle trzymasz kij.
-Więc panie nauczycielu jak mam go trzymać?
-Więc najpierw zegnij łokcie i uformuj palce w mniej więcej coś takiego - Starałam się powtórzyć każdy jego ruch - i teraz jak najmocniej uderz w białą bilę.
-Okej - uderzyłam w bilę i kilka wpadło! - Jej!
I tak na przemian wbijaliśmy bile, no i muszę przyznać że Kol jest lepszy ode mnie, ale i tak miło spędziłam czas, serio. Po jakimś czasie Kol odprowadził mnie do pokoju, rozmawialiśmy przez całą drogę o bzdetach, gdy doszliśmy zbliżył się do mnie i pocałował, a ja odwzajemniłam pocałunek, był długi i namiętny, i muszę przyznać że marzyłam o nim. Nagle przypomniałam sobie o książce którą dała mi Spencer. Wyrwałam się z pocałunku.
-Coś się stało? - Zapytał.
-Zostawiłam książkę na stołówce.
-Masz jeszcze 5 minut za nim ją zamkną.
-Świetnie! - Pobiegłam w stronę stołówki zostawiając Kola samego. Po drodze oczywiście się poślizgnęłam i wpadłam na drzwi, jejciu jak to bolało. Na stołówce nikogo nie było, więc od razu udałam się w kierunku stolika przy którym siedzieliśmy, i na moje nieszczęście nie było tam książki.
-Szlak - Zaczęłam szukać jej po całym pokoju, lecz niestety na darmo. Zrezygnowana wróciłam do pokoju, byłam wściekła na siebie. Rzuciłam się na łóżko i poczułam że coś jest pod kołdrą. Wstałam i sprawdziłam co to jest.
-Pamiętnik? ale jak? - Wzięłam go do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. Z książki wyleciała mała kartka, podniosłam ją.
Co ty byś beze mnie zrobiła? Co nie Izzy?
Poziom X
-Coś się stało? - Zapytał.
-Zostawiłam książkę na stołówce.
-Masz jeszcze 5 minut za nim ją zamkną.
-Świetnie! - Pobiegłam w stronę stołówki zostawiając Kola samego. Po drodze oczywiście się poślizgnęłam i wpadłam na drzwi, jejciu jak to bolało. Na stołówce nikogo nie było, więc od razu udałam się w kierunku stolika przy którym siedzieliśmy, i na moje nieszczęście nie było tam książki.
-Szlak - Zaczęłam szukać jej po całym pokoju, lecz niestety na darmo. Zrezygnowana wróciłam do pokoju, byłam wściekła na siebie. Rzuciłam się na łóżko i poczułam że coś jest pod kołdrą. Wstałam i sprawdziłam co to jest.
-Pamiętnik? ale jak? - Wzięłam go do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. Z książki wyleciała mała kartka, podniosłam ją.
Co ty byś beze mnie zrobiła? Co nie Izzy?
Poziom X
=======================
YeY nowy rozdział! Jejciu jest już ponad 600 wyświetleń!
Czytanie=Komentowanie
sobota, 17 października 2015
Rozdział 8
8
Dzięki
Elijshy dowiedziałam się dość dużo a mianowicie: White Common
House został założony 8 stycznia 1850 roku i o dziwo jest to też
data odnalezienia jakiegoś chłopca wychowanego przez zwierzęta,
serio, dobra dalej, założycielem był Thomas White od którego
właściwie powstała część nazwy ośrodka, dalej,
po pożarze budynek zamknięto na pięć lat, by odnowić budynek, o
a teraz coś na temat „Poziomu X” więc powstał w 1856 roku dla
tych „najbardziej potrzebujących pomocy” i to właśnie
najprawdopodobniej z tego powodu wybuchł pożar. Mój
piękny monolog przerwał Kol.
-Hej
piękna.
-Hej.
-Ktoś
przyjechał do ciebie, z bardzo daleka.
-Kto?
-Nie
wiem, idziesz?
-Tak,
skoro przyjechał z daleka to pewnie ma jakąś ważną sprawę-
złapałam bluzę i razem poszliśmy w kierunku „sali wizyt”.
***
Jak
się spodziewałam było tam mało ludzi, rzadko pojawiają się
goście w zwykłe dni tygodnia, no chyba że masz urodziny bądź
imieniny. Kol
prowadził mnie w kierunku krzeseł obok okna, lubię to miejsce, za
oknem
zawsze
widać piękny zachód słońca, kiedyś chodziłam tu codziennie i
patrzyłam, a teraz jakoś przestałam nawet nie wiem dlaczego
przestałam, ale mniejsza z tym, na wskazanym miejscu siedziało jak
się później przekonałam dwoje blondynów. Stanęłam jak wryta,
gdyż po chwili zrozumiałam kto to jest, a mianowicie mój starszy
brat.
-Scott!
-Izzy!
Hej, jak się trzymasz?
-Jejciu,
myślałam że
wyjechałeś ze Stanów na dobre
-No co ty, serio tak pomyślałaś?
-Może.
-Izzy...-mruknął
Kol.
-A
właśnie to mój przyjaciel Kol, Kol to jest Scott, mój starszy
brat.
-Hej.
-Cześć,
a już tak a propos poznawania się, to jest moja dziewczyna Agata
-Wskazał na piękną blondynkę.
-Hejka!-
Powiedziała melodycznie.
-Hej
-Odpowiedziałam z Kolem w tym samym momencie.
-Dziewczyna?
-Zapytałam.
-Tak,
poznałem ją jak byłem w
Polsce, w jednym barze.
-Łał...to
znaczy świetnie...gratulacje...mam nadzieję że ułoży się wam
bardziej niż...no wiesz...mi i Deanowi
-Boże...zapomniałem...Izzy
ja cię przepr -nie usłyszałam więcej, ponieważ wybiegłam z
sali, chciałam być teraz sama i płakać. Wbiegłam do pokoju i
zaczęłam płakać.
=================
Bum! Kto wiedział że Izzy ma brata! Pisać czy się podobało.
Pozdrawiam.
czwartek, 15 października 2015
Rozdział 7
7
Obudziły mnie krzyki ludzi,
nie miałam pojęcia co się dzieje, w powietrzu unosił odór
spalenizny, podbiegłam do okna i ujrzałam palący się budynek,
ludzi biegających w różne strony, straż pożarną próbującą
ugasić pożar. Po chwili do pokoju wszedł mój przyjaciel.
-Thomasie, cóż się stało?
-Ktoś podpalił wschodni
budynek, moja droga Tesso.
-Matulu kochana! Czy ktoś
się zranił?
-Na chwilę obecną nie znam
odpowiedzi na to pytanie, a teraz musimy panienko uciekać.
-Chwileczkę, a inni
pacjenci?
-Jonathan wraz z Alexandrem
zajmują się nimi.
-Wspaniale.
Thomas sięgnął do
kieszeni swojego płaszcza i wyciągnął z niego chusteczkę.
-Proszę Tesso, zakryj twarz
tym.
-Dziękuje, Thomasie.
Pobiegliśmy w nieznanym mi
kierunku, po chwili dotarliśmy do drzwi, po otwarciu ich ujrzałam
chaos i panikę, ogień pochłonął cały wschodni budynek,
mężczyźni biegali z wodą i próbowali ugasić pożar. W oddali
ujrzałam iż ktoś biegnie w naszym kierunku, gdy był już przy nas
zwrócił się do mojego przyjaciela.
-Thomasie zabierz stąd
panienkę Smith do namiotu medycznego, tam się nią zajmą, a gdy
już to uczynisz przybądź jak najszybciej.
-Oczywiście, panie
Friedrichu.
Szliśmy szybkim krokiem
przed budynek, a później około 294 kroków na zachód. W namiocie
ujrzałam moją kuzynkę, więc od razu pobiegłam w jej kierunku.
-Eliza!Jesteś cała?
-Ach Tessa!Tak wszystko w
porządku a jak z tobą?
-Również dobrze, kuzynko.
Czy wiadomo coś na temat pożaru?
-Nie udzielają jeszcze
informacji.
-Masz zaczerwienione
oczy,Elizo ,kiedy ostatnio drzemałaś?
-Dwie noce temu.
-Matulu kochana!Tyś
wyczerpana, kuzynko!Drzemnij sobie przy mnie.
-Dziękuję Tesso za troskę
-Położyła się na rozłożonych na ziemi kocach, a następnie
okryła kocem- Kuzyneczko ma droga opowiesz mi powieść.
-Oczywiście ma droga:
"Miłość,
przyjacielu,
To dym, co z parą westchnień się unosi;
To żar, co w oku szczęśliwego płonie;
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.
Czymże jest więcej? Istnym amalgamem,
Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem."*
To dym, co z parą westchnień się unosi;
To żar, co w oku szczęśliwego płonie;
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.
Czymże jest więcej? Istnym amalgamem,
Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem."*
*William Szekspir "Romeo i Julia"
Subskrybuj:
Posty (Atom)