10 cz.1
Obudziłam
się w jakimś ciemnym miejscu. Ciężko oddychając wstałam z jak
się później skapnęłam z mchu, rozejrzałam się dookoła lecz
gęsta mgła utrudniała mi to. Było mi strasznie zimno, ponieważ
na sobie miałam tylko cienką piżamę oraz miałam gołe stopy. Po
chwili zrozumiałam że miejsce w którym się znajduję to las.
Zaczęłam biec przed siebie, cały czas pytając się: Jak
się tutaj znalazłam? Czy ktoś mnie porwał? Jak daleko jestem od
domu?. Zatrzymałam się ciężko dysząc z przerażeniem.
-Czy
mam nerkę?
Macałam
się po brzuch w celu znalezienia cięcia lub szwów, na
szczęście nic takiego nie znalazłam. Nie mogłam już biec więc
po prostu szłam przed siebie licząc kroki które zrobiłam.
349,
350, 351...625. Po 626 krokach doszłam do cmentarza, był opuszczony
ponieważ większość nagrobków była zniszczona oraz był
strasznie zarośnięty. Nigdy nie lubiłam cmentarzy, zawsze źle mi
się kojarzyły, lecz teraz uznałam że może to być nadzieja na
odnalezienie jakiejkolwiek drogi.
Kiedy
miałam już wejść coś mnie powstrzymało, jakaś dziwna siła,
próbowałam
się szarpać lecz na darmo, więc zaczęłam krzyczeć.
-Hej,
cicho, to tylko ja, Izzy to ja Spencer.
Patrzyła
na mnie błagalnie,
widać
było że na serio jej zależy z tą ciszą.
-Chcesz
żebym była cicho? To powiedź bądź cicho a nie tamujesz mi drogę
jakąś super-mocą – powiedziałam
najciszej jak tylko potrafiłam. Spencer skinęła głową w lewą
stronę na znak bym za nią poszła. Szłyśmy
dość długo w
nieznanym mi kierunku. Podczas drogi nie rozmawiałyśmy, a ja cały
czas zastanawiałam się dlaczego musimy być aż tak cicho, lecz z
moich rozmyśleń wybił mnie tajemniczy szelest , Spencer się
zatrzymała więc ja również. Było tak cicho że słyszałam
głośne i szybkie bicie mojego serca.
-Bu!
Podskoczyłam
i cicho krzyknęłam, reakcja Spencer była podobna, tylko że
jeszcze ona odwróciła
się
i zaczęła wymawiać słowa zaklęcia.
-Pasm...
- odwróciłam się, a Spencer w porę przerwała zaklęcie- Boże!
Kol! Mogłam cię zabić!
-Przecież
i tak już jestem martwy – Powiedział sarkastycznie – A
przeszłyście 5 kilometrów ponieważ?
-Na
spacer – Rzuciła Spencer.
-O
2 w nocy?
-Na
spacer nigdy nie jest za późno.
-Ta,
jasne.
-Właśnie
Spencer – Wtrąciłam się – Dlaczego szłyśmy aż...yymm, ile
to było?
-5
kilometrów – Powiedział Kol.
-Dokładnie,
5 kilometrów od cmentarza na jakieś pustkowie?
-Ponieważ
na cmentarzach bywają złe duchy!
Już
miałam coś powiedzieć, ale Kol był szybszy.
-Nie
wcale to nie brzmiało jakbyś to wymyśliła na poczekaniu, wiedźmo.
-Sugerujesz
że zmyślam?
-Przestańcie!
Oboje!
Spojrzeli
się na mnie oboje, aż mnie ciarki przeszły.
-Więc...Spencer
może mi wyjaśnisz o co chodzi? - Zaczęłam spokojnie.
-Ona
prowadzi cię do Poziomu X! - Wtrącił się Kol.
-Spence...czy
to prawda?
***